Pierwszy złoty medal IO indywidualnie – floret, Egon Franke, 14 października 1964 roku w Tokio

Łukasz Sikora

Dokładnie 57 lat temu 14 października 1964 roku w Tokio ……

W dniach 10-24 października 1964 roku odbyły się Igrzyska Olimpijskie w Tokio.

Ekipa polska liczyła 138 sportowców, wśród nich znalazła się liczna ekipa szermierzy na których medale bardzo liczono. Nadzieję na ich sukcesy spotęgowały mistrzostwa świata, które odbyły się w Gdańsku w 1963 roku, a więc na rok przed igrzyskami. Polacy zajęli w nich drugie miejsce w klasyfikacji medalowej. Wyprzedziła nas tylko ekipa ZSRR. Dorobek polskiej ekipy to aż 6 medali. Polacy zdominowali rywalizacje drużynowe, wygrywając rywalizację szpadzistów i szablistów, a floreciści zakończyli rywalizację na drugim miejscu. We florecie wicemistrzem świata został Ryszard Parulski, a brązowy medal zawisł na szyi Egona Franke.

Wśród szablistów na drugim stopniu podium stanął Jerzy Pawłowski.

Gwiazdą polskiej ekipy na tych mistrzostwach był Ryszard Parulski zdobywca aż trzech medali. Oprócz 2 srebrnych medali zdobytych w rywalizacji indywidualnej i drużynowej we florecie Ryszard Parulski wywalczył złoty medal z drużyną szpadzistów. Ukoronowaniem tej rywalizacji był finał Polaków z Francuzami i decydujący pojedynek, w którym właśnie Ryszard Parulski walczył z Claudem Bourquardem. Francuz prowadził już 4:0 i sytuacja Polaka wyglądała fatalnie. W szpadzie liczone są przecież także trafienia obopólne, więc każdy drobny błąd mógł zakończyć tę walkę. Jednak Ryszard Parulski dokonał niesamowitej rzeczy – trafił Francuza pięć razy z rzędu i Polacy mogli się cieszyć ze złotego medalu.

Bardzo udane mistrzostwa świata w Gdańsku spowodowały,że entuzjazm związany z występem szermierzy w Tokio był duży. Liczono na medale, przede wszystkim florecistów. Do Tokio spośród florecistów pojechali: Ryszard Parulski, Egon Franke, Witold Woyda, Zbigniew Skrudlik oraz Janusz Różycki. Największą naszą nadzieją wśród florecistów był trzykrotny medalista MŚ z Gdańska Ryszard Parulski, choć bano się o Jego formę. W roku olimpijskim zaliczył ostatni rok na Uniwersytecie Warszawskim na wydziale prawa, stąd także mniej trenował i 2 tygodnie przed igrzyskami przeszedł przeziębienie. Jednak liczono, że do Tokio wszystko nadrobił i będzie naszą silną bronią w turnieju. Oprócz Ryszarda Parulskiego w turnieju indywidualnym miał wystąpić Witold Woyda, który miał za sobą już debiut olimpijski w Rzymie, dokąd pojechał jako 21 letni zawodnik. Otarł się tam o medal, zajmując tak bardzo nielubiane przez sportowców czwarte miejsce. W samym turnieju dwukrotnie pokonał uznawanego za szermierza wszech czasów, nazywanego muszkieterem wieku i Mozartem floretu Christiana d’Oriolę. Dla Francuza były to czwarte i już ostatnie igrzyska olimpijskie. W poprzednich Francuz zdobywał 6 medali w tym dwukrotnie wygrywając indywidualna rywalizację. W dwóch wygranych pojedynkach w Rzymie Woyda zadał 10 trafień, D’Oriola odpowiedział tylko pięcioma.

Witold Woyda swój największy sukces przed Tokio odniósł w Buenos Aires w 1962 roku, gdzie został wicemistrzem świata. A więc Ryszard Parulski, Witold Woyda, a kto jako trzeci ma wystąpić w turnieju indywidualnym? Postanowiono, iż będzie Nim Zbigniew Skrudlik, mistrz Polski z 1963 roku, który bardzo dobrze spisywał się na europejskich planszach w 1964 roku odnosząc spore sukcesy. Brązowy medalista MŚ z Gdańska Egon Franke miał wystąpić tylko w turnieju drużynowym, z powodu, iż nie był w największej formie. Chorował i przez to trenował z mniejszą częstotliwością i mniejszym obciążeniem. Trener Zbigniew Czajkowski zapewniał jednak, że szczyt formy Egona Franke powinien nastąpić właśnie w Tokio.

Turniej floretu indywidualnego był przewidziany na dwa dni. Eliminacje i pojedynki ćwierćfinałowe zaplanowano na 13 października, półfinały i walki finałowe dzień później.

Nadszedł czas zgłoszenia zawodników do turnieju indywidualnego.

Pozycja Ryszarda Parulskiego i Witolda Woydy nie podlegała dyskusji i zagrożeniu. Trener Zbigniew Czajkowski miał jednak duży dylemat w przypadku trzeciego zawodnika, który miał walczyć indywidualnie. Wstępnie został wyznaczony Zbigniew Skrudlik. Jednak ta decyzja została zmieniona niemal w ostatniej chwili. Wiadomo było, że gdyby Egon Franke wystartował w turnieju byłby zawodnikiem rozstawionym, dzięki czemu miałby łatwiejszą drogę niż Zbigniew Skrudlik, unikając najgroźniejszych rywali we wcześniejszych fazach zawodów. Tak właśnie pomyślał trener Czajkowski i podjął trudną, ale ostateczną decyzję. Jako trzeci walczyć będzie Egon Franke! A więc o medale powalczą Parulski, Woyda i Franke. Kto będzie Ich najgroźniejszymi rywalami? Głównym kandydatem do złotego medalu, jakby z urzędu, był aktualny mistrz świata, dwukrotny mistrz Francji, świetny technik, dwudziestotrzyletni Jean Claude Magnan. Oczywiście, do wielkich faworytów zaliczali się zawodnicy radzieccy, a przede wszystkim German Swesznikow, indywidualny mistrz świata z 1962 roku, pięciokrotny mistrz świata w drużynie, niezwykle doświadczony zawodnik oraz Mark Midler, z którym Swesznikow zdobywał w drużynie złoto olimpijskie cztery lata wcześniej.

Wśród faworytów znalazł się także drugi z Francuzów, wysoki, o dużym zasięgu ramion, niespełna 22 letni Daniel Revenu, mistrz Francji z 1963 roku.

Nie można było także zapomnieć o tym, który złota olimpijskiego bronił, czyli o Wiktorze Żdanowiczu. Groźni mogli być także Węgrzy: Jenő Kamuti i Sandor Szaba oraz najmłodszy w tym towarzystwie mistrz świata w szpadzie z Gdańska 19-letni Austriak Roland Losert.

W końcu nadszedł 13 października i rozpoczęły się zmagania florecistów.

Pierwszą rundę Polacy przeszli łatwo. Ryszard Parulski odprawił z kwitkiem zawodników z Egiptu, Japonii, Kuby i Australii, ponosząc zaledwie jedną porażkę z Włochem Curletto 4:5.

Bardzo dobrze walczył Witold Woyda, pokonując pięciu rywali i notując zaledwie jedną porażkę z Rumunem Hauklerem 4:5.

Kłopotów z awansem nie miał także Egon Franke. Rywale z Argentyny, Korei, Wielkiej Brytanii i Węgier zadali Polakowi w sumie zaledwie 5 trafień. Jedynym, który pokonał Egona Franke był Japończyk Mano.

Pierwsza runda eliminacji obyła się bez sensacji i niespodzianek. Faworyci awansowali w komplecie do walk ćwierćfinałowych.

W tej fazie doszło do pojedynku dwóch wielkich faworytów Germana Swesznikowa i Jeana Claudea Magnana. Wcześniej obaj wygrali łatwo po 4 walki, z tą różnicą, że rywale trafili Rosjanina 6 razy a Francuza 4. W Ich bezpośrednim pojedynku górą był Swesznikow, który pokonał Magnana 5:2.

Walki ćwierćfinałowe przynoszą sensację dużego kalibru. Niestety z rywalizacji odpada wicemistrz świata Ryszard Parulski. Polak pokonał wprawdzie Francuza Jacky Courtillata 5:1 ale potem sensacyjnie nie sprostał Jayowi z Wielkiej Brytanii i Madaniemu z Iranu.

Pozostałej dwójce Polaków poszło lepiej. Witold Woyda pokonuje trzech rywali, ponosi dwie porażki. German Swesznikow i Węgier Gyuricza odnoszą zwycięstwa w starciu z Polakiem. Najważniejsze – Witold Woyda będzie następnego dnia walczył dalej. Podobnie jak Egon Franke, który przechodził trudne chwile. Łatwo pokonał Brytyjczyka Hoskynsa i Irlandczyka Ryana, męczył się z Japończykiem Tabuchim, którego pokonał 5:4. Niespodziewanie przegrał z Egipcjaninem Soheimem. Polaka pokonał także fantastycznie walczący w Tokio Mark Midler. Zawodnik Radziecki dziesięciokrotnie pojawiał się na planszy i dziesięciokrotnie schodził z niej zwycięsko. Bilans zysków i strat w pierwszym dniu był dla Polski korzystny: 2:1, lecz ten na którego najbardziej kibice kierowali wzrok – Ryszard Parulski był już niestety poza turniejem. W dodatku rywale Polaków walczyli bardzo dobrze i było wiadomo, że o medal będzie potwornie ciężko.

14 października – środa, czas na walki półfinałowe, które wyłonią najlepszą czwórkę walczącą jeszcze tego samego dnia o medale. Na tym etapie dochodzi do sporych sensacji. Do czołowej ósemki nie kwalifikuje się żaden z zawodników Związku Radzieckiego. German Swesznikow przegrywa z Brytyjczykiem Hoskynsem, Viktor Żdanowicz i Mark Midler z Węgrami: Kamutim i Szabo.

Niestety, do ośmiu najlepszych zawodników igrzysk nie wywalcza awansu Witold Woyda, który ulega Francuzowi Danielowi Revenu 6:10. Dla Witolda Woydy czas olimpijskiego triumfu miał jednak dopiero nadejść 8 lat później, w Monachium.

Ale wracamy na planszę. Tam walka Egona Franke z rywalem w drodze do ósemki 43-letnim Amerykaninem Albie Axelrodem. Dla Amerykanina to czwarte igrzyska i jak się później okaże nieostatnie. Mając 47 lat będzie walczył także w Meksyku. Axelrod urodził się z drobnym szmerem w sercu, był anemiczny i przez większość chodzenia do szkoły był zwolniony z wychowania fizycznego. Szermierki uczył się w nowojorskiej wyższej szkole u samego maestro Giorgio Santelliego, mistrza olimpijskiego w szabli z Igrzysk w Antwerpii (1920 roku).

Początek pojedynku wyraźnie dla Amerykanina, który prowadzi 4:0. Polak jednak udanie goni wynik. Końcówka bardzo wyrównana. Prowadzi Axelrod 9:8. A więc jedno trafienie i Egon Franke pożegna się z turniejem. Psychologiczna wojna, z której Polak wychodzi zwycięsko zadając dwa kolejne trafienia. Uffffffff Mamy Polaka w ósemce Igrzysk… O czwórkę rywalem Brytyjczyk Bill Hoskyns, który wyrzucił z turnieju jednego z wielkich faworytów Germana Szesznikowa. Egon Franke walczył z Brytyjczykiem dzień wcześniej pokonując Go wtedy łatwo 5:1. Teraz jednak inna stawka pojedynku, inaczej zmotywowani zawodnicy, którzy stoczyli już wiele walk…. Jednak nie musieliśmy się martwić bardzo. Brytyjczyk ponownie nie miał szans z Egonem Franke. 10:4 dla Polaka i medal jest już bardzo blisko.

Oprócz Egona Franke w czwórce melduje się dwóch znanych dobrze Polakowi Francuzów. Ten na którego najczęściej stawiano do zdobycia złotego medalu Jean Claude Magnan oraz pogromca Witolda Woydy Daniel Revenu. Francuzi łatwo wygrali swoje decydujące o awansie pojedynki. Węgier Jena Kamuti i Niemiec Tim Gerresheim ustępowali wyraźnie dwójce Francuzów.

Najbardziej dramatyczny ma przebieg walka 19 latka z Austrii Rolanda Loserta z Węgrem Szabo. Przy stanie 9:9 decydujące trafienie zadaje młody Austriak. A więc kolejna niespodzianka. W czołowej czwórce nie będzie oprócz wcześniej wyeliminowanych zawodników Związku Radzieckiego, także i Węgrów.

W walkach finałowych najlepiej radzą sobie Jean Claude Magnan i Egon Franke. Obaj pokonują swoich rywali – Daniela Revenu i Rolanda Loserta. I tym samym Polak i Francuz stoczą decydujący pojedynek o złoty medal.

Początek walki wyraźnie należy do Polaka. 3:0 i tylko dwa trafienia od złotego medalu. Jednak dwa kolejne trafienia zadaje Francuz. Kolejna akcja i trafia po raz czwarty Egon Franke. Jest 4:2 i… już tylko jedno trafienie do złota. Ale doświadczony Francuz skrupulatnie odrabia straty, w końcu doprowadza do remisu 4:4.

Przewaga psychologiczna jest w tym momencie po stronie Magnana. To on gonił wynik, Egon Franke tracił przewagę. Ale to Polak jest o ułamek sekundy szybszy, mija klingę Francuza i zadaje decydujące trafienie.

Zostaje mistrzem olimpijskim i zarazem pierwszym Polakiem, który zdobył złoty medal olimpijski w szermierce.

O swojej finałowej walce tak mówił nowy mistrz olimpijski:

„Była to piękna walka. Czułem się w niej świetnie. Muszę podkreślić bardzo sportowe zachowanie się Francuza, który po zadaniu przeze mnie ostatniego, piątego trafienia, natychmiast podszedł i pogratulował mi zwycięstwa.”

14 października 1964 roku Egon Franke okazał się najlepszym florecistą spośród 55 zawodników z 21 krajów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *